Tym razem nie będzie to artykuł merytoryczny , a raczej mój „sprzeciw” wobec tematu, który od dłuższego czasu nie pozostaje mi obojętny.
Muszę przyznać, że im więcej czasu spędzam na sali sądowej, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu o swojej racji. Nie zdołam sobie przypomnieć w ilu sprawach alimentacyjnych uczestniczyłam , jednak ostatnio nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Sąd odnosi się do przedstawicielki ustawowej małoletnich podobnie jak pozwany, czyli tak jakby żądała ona pieniędzy co najmniej na swoje potrzeby, a nie na utrzymanie ich wspólnych dzieci. Partycypowanie ojca w kosztach utrzymania dziecka nie może być traktowane jako akt ich dobrej woli, ale jako ich obowiązek. Nie ukrywam, że śmieszą mnie sytuacje, gdy pozwany stawia siebie w roli ofiary, próbując zrobić z mojej Klientki wręcz oprawcę, który chce go pozbawić środków do życia. Jeszcze bardziej komiczne są sytaucje, gdy Pan z prężnego przedsiębiorcy nagle staje się bezrobotny, musząc zawiesić swoją działalność…oczywiście na czas trwania sprawy alimentacyjnej. Myślę, że Panowie muszą w końcu zrozumieć, że łożenie na własne dzieci to ich obowiązek, a Sąd, że najwyższy czas dostosować wysokość alimentów do obecnych zarobków. Czy wiecie, że na przestrzeni 10 lat minimalna krajowa wzrosła prawie 3 razy !? ( w 2014 r. wynosiła 1680 zł , a obecnie 4242 zł) . Pytanie ile wzrosły alimenty? Odpowiedź nie jest niestety zadowalająca.
Ponadto uważam, że Sąd nie bada właściwie sytuacji zarobkowej pozwanego, nie każdy przecież zarabia minimalną krajową. Nie można zasądzić zbliżonych alimentów od pozwanego, który zarabia 5000 zł i od pozwanego który zarabia 45 000 zł. Jest to po prostu niesprawiedliwe. W praktyce wygląda to tak, że Sąd zakłada umownie przyjętą wysokość utrzymania dziecka ze względu na jego wiek, nie zaś ze względu na poziom życia pozwanego. Prawda jest taka, że nie ma limitu na jaki można określić wysokość roszczenia alimentacyjnego. Jego wyznacznikiem są dochody rodziców, a w każdym poszczególnym przypadku należy je rozpatrywać indywidulanie.
Jako pełnomocnik przedstawicielki ustawowej, niejednokrotnie spotykałam się z sytuacją, w której moja Klientka musiała się tłumaczyć z tego, że zarabia więcej niż ojciec dziecka, albo że dysponuje znacznie większym majątkiem. Takie rozumowanie doprowadza do kuriozalnych wniosków, że skoro wychowujesz samotnie dziecko i masz lepszą sytuację finansową to w zasadzie sama powinnaś zadbać o dziecko. Nic bardziej mylnego. Bez względu na swoją pozycję finansową obydwoje rodzice musza partycypować w kosztach utrzymania dziecka. W większości przypadków to matka poświęca więcej czasu na wychowywanie dzieci. Zaznaczam, że w standardowych kontaktach ojciec dziecka ma ustalony kontakt co 2 weekend – co daje od 4 do 6 dni w miesiącu . Resztę czasu dzieci spędzają z matką, która zajmuje się ich codziennym wychowaniem zawozi do szkoły i na zajęcia pozalekcyjne, przygotowuje posiłki, opiekuje w chorobie, odrabia lekcje itd.
Dlaczego zatem Sądy ustalając obowiązek alimentacyjny w prawie każdym przypadku rozdzielają koszty po połowie? W mojej ocenie jest to wysoce krzywdzące zwłaszcza dla Kobiet. Jeśli ojciec dziecka opiekuje się dziećmi w wyraźnie mniejszym zakresie niż matka, powinien w większym stopniu partycypować w kosztach utrzymania dziecka. Wiecie co zawsze proponuję pozwanemu w takich momentach? Składam mu uczciwą propozycję – Pan zabiera dziecko do siebie , moja Klientka daje mu 700 zł i dwa razy w miesiącu zabiera na weekend. Myślicie , że któryś się zgodził?
Takie podejście do tematu powoduje, że kobiety często pozostają w dysfunkcyjnych związkach bojąc się, że po rozwodzie nie poradzą sobie finansowo.
Reasumując, ALIMENTY TO NIE PREZENTY! TO OBOWIĄZEK! A jeśli ktoś się ze mną nie zgadza…to odsyłam do najbliższego Sądu Rodzinnego, aby mógł się przekonać na własnej skórze.
0 komentarzy